Poród domowy a poród w szpitalu

Dzisiaj porozmawiam z Małgorzatą Stankiewicz, żoną, matką szóstki dzieci, przedsiębiorcą, która zajmuje się tworzeniem mebelków dla lalek. Zapraszam Was gorąco do odwiedzenia strony internetowej Gosi hen-hen.pl i obejrzenia tych cudnych rzeczy jakie tworzy. To tyle tytułem wstępu.

Skąd pojawił się u Ciebie pomysł, by rodzić w domu?

To było ponad piętnaście lat temu. W trzeciej ciąży, po dwóch poronieniach, na etapie, kiedy już poczułam się bezpiecznie, mniej więcej w połowie ciąży, kiedy już czułam ruchy syna. Zaczęłam szukać wszystkiego, co wiązało się z porodem. Byłam zafascynowana, absolutnie szczęśliwa i chciałam wiedzieć wszystko. Trafiłam na stronę Rodzić po Ludzku i znalazłam tam tytuły książek. Wkrótce miałam je wszystkie. Wchłonęłam Balaskas, Odenta, starego Fijałkowskiego, pierwszą starą książeczkę Ireny Chołuj.

Wiedziałam, że chcę urodzić zupełnie naturalnie. Nie miałam żadnych wątpliwości. Wtedy nie wpadłam na pomysł by znaleźć i przekonać do porodu domowego jakaś położną w Krakowie. Ale śniło mi się, że rodzę obok łóżka w akademiku.

Co spowodowało, że zdecydowałaś się na poród domowy?

Kiedy pierwszy syn miał rok trafiłam na właśnie stworzone forum „gazetowe” o nazwie „Poród domowy”. Wtedy wiedziałam, że jeśli zajdę znów w ciążę będę szukała położnej, by mi towarzyszyła, tak bym mogła rodzić w domu.

Co pomogło Ci zdecydować się na poród domowy?

Miałam już doświadczenie, pierworodnego urodziłam w krakowskiej klinice. I miałam wewnętrzne przekonanie, że to nie jest dobry sposób na rodzenie. Bardzo naturalne było dla mnie po prostu zorganizowanie sobie możliwości porodu w domu. To nie była taka decyzja, którą mogę określić jasno w czasie. Bardziej proces.

Więc kiedy już w tej kolejnej ciąży byłam, po 12 tygodniu znalazłam namiar na położną ze Śląska, która do Krakowa wpadała do porodów. Okazało się, że jest już ktoś tu na miejscu i dostałam do niej kontakt. Zadzwoniłam, opowiedziałam czego chcę i byłyśmy w kontakcie telefonicznym. Nie powiedziała ani tak ani nie, ale że mam się czuć zaopiekowana, że będzie ze mną, czy to w domu czy też szpitalu. Obawiała się trzeciej fazy (łożyskowej) ze względu na dwa pierwsze poronienia i łyżeczkowania macicy. I też były to napięte momenty w drugim, trzecim i czwartym porodzie. Położna wprowadzała niepokój, długo czekałyśmy na te łożyska. A kiedy piąty i szósty raz rodziłam z inną położną, która nie miała napięć z tym związanych, łożysko pięknie szybko rodziło się bez dodatkowych ceregieli. Ciekawe 😉

Jak zareagował Twój maż? Czy był obecny podczas porodu? Kto był obecny podczas porodu w domu?

Mężowi po prostu o tym powiedziałam, że chcę tak rodzić, że taki mam zamiar. Chyba jakoś mocno nie oponował, bo tego nie pamiętam. Pamiętam, że wyszukałam mu jakiś artykuł na temat porodów domowych napisany przez lekarza, mężczyznę ze statystykami, który zawierał twarde dane od specjalisty, nie emocjonalny traktat. Pamiętam, że kiedy wreszcie w 34 tygodniu odwiedziła nas położna i rozmawialiśmy z nią o wszystkim, to potem powiedział, że jest spokojny. I był obecny. Tylko ja, on i położna. Jurek, mój syn wyszedł na spacer z wujkiem na czas porodu, minęli się z położną na klatce schodowej.

Jakie kryteria trzeba spełniać, by rodzić w domu?

Nie ma oczywistej odpowiedzi na to pytanie 🙂 Na szczęście! Trochę mnie męczy trend pod tytułem „poród domowy jest super rozwiązaniem, ale oczywiście TYLKO w fizjologicznej ciąży, z doskonałymi wynikami”… No zasadniczo zgadzam się z tym, ale, nie tylko. Jest naprawdę wiele kobiet, które miały duże obciążenia w wywiadzie, niefizjologiczne ciąże (np. stan po jednym lub nawet kilku cięciach) i właśnie tylko dzięki temu, że rodziły w domu, we własnym tempie i pod czułą opieką położnej czy nawet często dwóch położnych, mogły urodzić naturalnie. W szpitalu na dzień dobry dostałyby wskazanie do cesarskiego cięcia.

Zamierzam wydać książkę z takimi właśnie trudnymi historiami, które naturalnie mogły się udać tylko w domu. W szpitalu nikt tym kobietom nie dawał szans. A jeśli już, to w warunkach uniemożliwiających swobodny poród naturalny.

Z jakimi wyzwaniami musiałaś się mierzyć decydując się na poród domowy? Co stanowiło największy problem?

W ogóle nie była to kategoria „wyzwanie” 😉 Fizycznie uważam, że do przygotowania właściwie nic nie ma (wbrew niektórym wyobrażeniom). Z nikim nie walczyłam, nie opowiadałam. Kilka bliskich osób wiedziało o tym, że będę rodzić w domu. Teściom świadomie o tym nie wspominaliśmy (mama była 50 lat w służbie zdrowia). Spokojnie oczekiwałam i cieszyłam się na tę myśl.

Jakie różnice zauważasz między porodem w szpitalu a porodem domowym?

Zasadnicze. W momencie przyjazdu do szpitala stajesz się pacjentem (chorym), dostajesz wenflon na wszelki wypadek, podlegasz procedurom. Uważam, że największym wrogiem porodu naturalnego są: procedury i ramy czasowe nie uwzględniające ogromnych różnic indywidualnych u kobiet. Poza tym w szpitalu podlegasz obserwacji. W warunkach naturalnych u ssaków, jeśli czują się obserwowane w trakcie porodu akcja porodowa zatrzymuje się, aż do czasu znalezienia innego, intymnego miejsca lub zniknięcia intruza. W szpitalu panuje również atmosfera zadaniowa, pokusa przyspieszania porodu, łatwość „wspomagania”.

W domu jest przestrzeń na wszystko, przede wszystkim na to, by wszystko działo się we własnym tempie, w atmosferze normalności, bo przecież jest to czynność fizjologiczna. To na poziomie porodu i bezpieczeństwa medycznego.

Na poziomie relacji, obecności i tworzenia się (powiększania) rodziny nie ma tu zupełnie czego porównywać niestety… Czas najwcześniejszego połogu w szpitalu często jest bardzo trudny. Kobieta jest sama zdana na przypadkowe osoby, sprzeczne komunikaty, porady, czasami wręcz szkodliwe informacje dotyczące np. karmienia.

W domu masz spokój, swoją własną bezpieczną przestrzeń, do której możesz zaprosić tylko wybrane osoby towarzyszące czy specjalistów, jeśli będziesz miała taką potrzebę.

W ogóle, jesteś w zupełnie innym położeniu, kiedy zapraszasz położną do siebie do domu. Wtedy ona jest gościem. Jest z tobą, dlatego że ją wybrałaś. A kiedy wchodzisz do szpitala, stajesz się pacjentem. Musisz się stosować do zasad tam panujących, wchodzisz w nierówną relację z personelem. A przecież to twoje ciało, twoje dziecko i ty jesteś podmiotem decyzyjnym. Tymczasem twoja decyzyjność często nie jest respektowana…

No i bakterie 😉 Jednak lepiej jeśli nie trzeba narażać się na te wszystkie lekooporne szczepy bakterii szalejące po oddziałach.

W jaki sposób przygotowywałaś się do porodu domowego?

Oprócz czytania na ten temat, pochłaniania historii porodowych właściwie nie robiłam nic więcej.

Czy rodziłaś w szpitalu, a jeśli tak, to jakie emocje, nadzieje i obawy towarzyszyły Ci na myśl o porodzie w domu?

Rodziłam też w szpitalu. Emocje, obawy są normalne, standardowe dla mnie przed porodem. Ekscytacja zbliżającym się spotkaniem z dzieckiem pomieszana z lękiem przed bólem, który mnie czeka.

Jak przeżyłaś poród domowy? Czego doświadczyłaś?

Naturalnie. Doświadczyłam pięć razy w pełni naturalnego, trudnego procesu fizjologicznego jakim jest poród bez wychodzenia z domu, prawie bez wychodzenia z łóżka. Najczęściej w samotności, z pomocą wspaniałych położnych, które towarzyszyły mi w trudnej dla mnie fazie przejściowej i w fazie wypierania. A potem po upewnieniu się, że jesteśmy zdrowi po cichu wychodziły i zostawiały nas samych. Nasze życie rodzinne nie było rozszarpywane na kawałki.

Po pierwszym porodzie, w ogromnie ważnym momencie dla naszej rodziny, kiedy nasz syn przyszedł na świat zostaliśmy wszyscy rozdzieleni: ja leżałam na sali i nie mogłam zasnąć przez całą noc, czekałam na syna, nasłuchiwałam, on leżał w plastikowym kuble, a mąż został wystawiony za drzwi, bo była już noc. Dramatyczne to wszystko było dla mnie, straty w relacjach ogromne, rozdzielenie w czasie kiedy jest największe hormonalne wsparcie w budowaniu więzi, tworzenia podstaw życia…

Co Ci dał poród domowy? Jakie pragnienia i nadzieje spełnił?

W domu wszystko odbywało się tak, jak ja tego chciałam. Ja byłam podmiotem i osobą decyzyjną.

Doświadczenia porodu w domu dały mi pewność siebie, mojej siły jako kobiety, matki. Pewność, że wszystko, czego potrzeba jest we mnie i w dziecku. Pewność, że mogę wszystko, że jestem najlepszym specjalistą od zdrowia swojego i moich dzieci. To ja wiem pierwsza, kiedy coś się dzieje i ja mam najwięcej informacji potrzebnych do leczenia. Mądry lekarz będzie z tego korzystał, a decyzję i tak na koniec podejmuję ja i mąż (w zaufaniu do mojej intuicji).

Co chciałabyś powiedzieć kobietom, które wahają się czy rodzić w domu, czy w szpitalu? Jakie masz dla nich wskazówki?

Zaufaj sobie. Otwórz się.

Kilak słów od psychoterapeuty

Czytając wywiad pamiętaj, że każda z nas jest inna i ma inne potrzeby. Najważniejsze jest to, byś podjęła decyzję, gdzie chcesz rodzić w zgodzie ze sobą, ze swoimi pragnieniami i przekonaniami. Każda kobieta ma swoją drogę. I nie jest ona ani lepsza, ani gorsza.

Poznaj swoje potrzeby, zaopiekuj się swoimi uczuciami i zadbaj o siebie w taki sposób, w jaki uznasz, że jest to dobre dla Ciebie i Twojego dziecka.

Nie ma nic złego w tym, jeśli bezpieczniej czujesz się w szpitalu pod opieką lekarzy, niż w domu pod opieką położnej. Nie ma nic złego w tym, jeśli będziesz spokojniejsza rodząc w domu, przy asyście położnej.

Ważne, byś odpowiedziała sobie na pytania:

  • na ile masz zaufanie do siebie,
  • na ile znasz swoje ciało,
  • co będzie najlepsze w Twojej sytuacji i dla Twojego dziecka.

Wierzę, że wybierzesz drogę, która będzie najlepsza dla Ciebie. I bardzo Ci w tym kibicuję, byś znalazła w sobie siły i odwagę, by podążać swoją drogą.

Jeśli interesuje Cię tematyka porodów domowych, więcej o porodzie domowym możesz dowiedzieć się tutaj, a także na grupie poród domowy oraz w Fundacji Macierzanka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.